Wspomnienia z Kapadocji
W dzisiejszym poście cofnę się do odległej przeszłości, w 2004 roku podczas swojej służby wojskowej w Neapolu byłem w zespole odpowiedzialnym za organizację jednego z największych ówcześnie lotniczych ćwiczeń wojsk sojuszniczych - NATO Air Meet 2004, które miały odbyć się na lotnisku w Konya w środkowej Turcji. W celu sprawdzenia warunków w jakich miały być przeprowadzone ćwiczenia oraz przeprowadzenia konferencji planistycznej udałem się z grupą innych żołnierzy z różnych krajów do Turcji.
Po paru dniach na miejscu okazało się, że weekend będziemy mieć wolny, w związku z tym padła propozycja wycieczki do Kapadocji. W tym celu zwróciliśmy się do naszych tureckich "opiekunów" o pomoc w realizacji naszych marzeń. Sprawa okazała się niezwykle prosta w sobotę rano miał na nas czekać pod hotelem bus z kierowcą, który miał nas zawieźć do celu. Koszt takiej wycieczki był śmiesznie niski, dlaczego tak było o tym później.
Rano okazało się, że oprócz kierowcy będą nam towarzyszyły dwie dziewczyny z biura odpowiedzialnego za organizację konferencji. Każdy kto kiedykolwiek był w Turcji zapewne kojarzy te przypadkowe postoje na których zatrzymuje się kierowca prowadzący busa, a gdzie po zatrzymaniu okazuje się, że doskonale zna on obsługę tego miejsca, które jest zazwyczaj wypełnione suwenirami dla turystów. Z oczywistych względów my również zatrzymaliśmy się na jednym z takich parkingów w drodze do Derinkuyu.
Derinkuyu w prowincji Nevşehir było celem naszego pierwszego zwiedzania tego dnia, znajduje tam się podziemne miasto. Są to wydrążone w wulkanicznych skałach podziemne jaskinie, których głębokość sięga do 60 metrów. Jaskinie pełniły formę schronienia dla miejscowej ludności i ich inwentarza, podobnie jak gruzińskie wieże, przed różnymi armiami wędrującymi przez te tereny. Z opowieści przewodnika pamiętam, że udostępnione do zwiedzania jaskinie stanowią tylko niewielki ułamek znajdujących się pod miastem jaskini, które wciąż znajdowały się w prywatnych rękach i były wykorzystywane przez mieszkańców jako spiżarnie.
Ponieważ lubię nietuzinkowe pamiątki, to w Derinkuyu kupiłem od tej starszej pani laleczkę, która mimo upływu lat i kilku przeprowadzek wciąż znajduje miejsce w pokoju córki.
W drodze do kolejnego miejsca naszej wycieczki z daleka podziwialiśmy "przyklejone" do zboczy gór domki, które wciąż wyglądały na zamieszkane, wtedy wydawały się na dość ubogie, ale w porównaniu do jaskiń w Kapadocji to mogą uchodzić za luksusowe.
W drodze do głównego celu naszej wyprawy, czyli Göreme Tarihi Milli Parkı zatrzymaliśmy się na lunch w restauracji Altinocak na przedmieściach Avanos. Wnętrze restauracji w dużej mierze nawiązuje do odwiedzanych przez nas miejsc, zostało wydrążone w wulkanicznej skale. W pełni zdaliśmy się na propozycje naszych tureckich przewodniczek. Dopiero w trakcie podawania dania na talerze poznaliśmy jego genezę. Współcześnie nazwalibyśmy to danie jednogarnkowym, gdyż do jednego dzbana wkładane jest mięso, ziemniaki i inne warzywa, następnie to jest poddawane obróbce termicznej. Dawnej takie danie jeźdźcy wkładali do jednego dzbana, które następnie przytwierdzony do siodła ogrzewało się od ciepła konia i wegetowało w środku. Doskonale pamiętam, że te danie mi bardzo smakowało, w smaku przypominało nasz gulasz.
Po lunchu nasze przewodniczki zadbały o komercyjne doznania, jak na wycieczce podczas której sprzedawane są różne niepotrzebne produkty. Zostaliśmy zabrani do jednego z dziesiątków rzemieślników w Avanos, którzy trudnią się produkcją ceramiki. Jedyne wartościowe doświadczenie z tej wizyty było, że "nie święci garnki lepią" tylko robią to nisko opłacani tureccy robotnicy.
Wreszcie dotarliśmy do głównego celu naszej wycieczki czyli do Göreme Tarihi Milli Parkı ze słynnymi kominami w kształcie męskich falsów. Bez dwóch zdań miejsce to zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Chciałbym jeszcze tam wrócić z bliskimi, żeby i one mogły podziwiać te niezwykłe konstrukcje.
Oprócz słynnych kominów zwiedzaliśmy również Zelve Open Air Museum, które jest nieopodal Göreme Tarihi Milli Parkı, znajdują tam się komnaty wydrążone w miękkich skałach, stanowiły one schronienie dla chrześcijan, o czym świadczą malowidła religijne na ścianach. Niezwykłe miejsce.
W drodze powrotnej przewodniczki zabrały nas do kolejnej lokalnej fabryki, tym razem ich wybór padł na fabrykę dywanów. Ciekawe miejsce, z bardzo ciekawą historią produkcji, kobiety na zdjęciach pracują nad utkaniem dywanu od kilku tygodni to kilkunastu miesięcy, ich wynagrodzenie za pracę jest bardzo niskie, a ceny za nawet najmniejsze dywany były astronomiczne. Z tego co pamiętam to udało im się sprzedać jeden lub dwa dywany w naszej grupie.
Wycieczka, której doświadczyłem była niezwykła, głównie z racji, że byliśmy w grupie żołnierzy odpowiedzialnych za organizację ćwiczenia. Gospodarze uznali nas za swego rodzaju influenserów, którzy zachęcą kolejnych żołnierzy w trakcie ćwiczenia do korzystania z ich oferty. W trakcie samego NATO Air Meet, który odbył się pół roku później, ceny wycieczek poszybowały zdecydowanie w górę, a serwis usług spadły w dół. Miałem okazję wysłuchać wiele opinii uczestników takich wycieczek, które zdecydowanie odbiegały od mojego doświadczenia.
Comments
You can login with your Hive account using secure Hivesigner and interact with this blog. You would be able to comment and vote on this article and other comments.
No comments